Na korporacyjnym blogu Orange opublikowano kolejny materiał, przypominający czasy, kiedy każdy chciał bezprzewodowo porozmawiać, żeby „nie szumiało” i każdy cieszył się, że wreszcie „ma zasięg”. Dziś, choć zasadniczo nie szumi, to z zasięgiem – pomimo deklaracji operatorów, że na cyfrowych mapach pokrywają obszar, zapewniający dostęp do usług sieci komórkowej dla sporo ponad 90 % populacji” – wciąż bywa różnie. Owszem, zalgorytmizować można wszystko, z poziomu tzw. „Warszawy” również można widzieć pokrycie sygnałem w różowych kolorach, ale jeśli ktoś nie może prowadzić firmy, bo nikt nie jest w stanie zapewnić mu dostępu do usług telekomunikacyjnych – czy to na infrastrukturze kablowej, czy komórkowej – to ten „hurra-optymizm” zaczyna nie tylko mijać się z prawdą i to w znaczący sposób, ale przyprawia tych, co mają kłopoty o sporą dawkę emocji.
Tymczasem, na wspomnianym blogu Orange materiał rozpoczyna się tak: ” 1000 spraw. Jedna Idea” – jak się zaczęło ? Na dzisiejszy, wiosenny wieczór mam dla Was kolejną odsłonę cyklu o 20 latach naszej sieci GSM. Tym razem bez niespodzianek, zwrotów akcji. Będzie to po prostu relacja z pierwszych lat funkcjonowania Idei. Najciekawsza w tym wszystkim jest skala działania. Ale to były przecież początki, w końcu gdy ruszała Idea, telefonia komórkowa była nie tylko usługą „premium”. O zasięgu obejmującym przeważającą większość powierzchni kraju, czy pakietach „no-limit” nikt jeszcze wtedy nawet nie marzył. Pierwsza oferta operatora, dodam – bardzo w tamtych czasach atrakcyjna zaczynała się od 60 zł za abonament z pakietem 50 darmowych minut. Dodatkowo, koszt przyłączenia do sieci zamykał się w okrągłej stówce, a do tego trzeba jeszcze było doliczyć komórkę na przykład Ericsson PH 388, kosztujący tylko 333 zł netto (406 zł z VAT). I to wszystko w kraju, w którym średnia pensja wynosiła wtedy 1239 zł, czyli nieco ponad dwukrotność „kwoty na start” w sieci komórkowej.
Sieć zaplanowana na 300 tys. numerów […] ”
Czytaj dalej …
źródło: Orange / [ komentarz red. ]